Wydarzyła się ona w latach, gdy szczytem marzeń każdego chłopaka było posiadanie roweru z przerzutkami. To były te czasy, kiedy jeździło się głównie na składakach, a rynek zaczynały właśnie zalewać „makrokeszowe” jednoślady. Markowe rowery były wówczas czymś niezwykle rzadkim. Kuba ujął to nawet tak: „Ktoś, kto stał się szczęśliwym posiadaczem maszyny z logo Shimano, od razu otrzymywał +10 punktów do popularności – każdy chciał się karnąć”.
W takich właśnie czasach Kuba stał się szczęśliwym posiadaczem nowiutkiego górala, czeskiego Author Memphisa. Sam przyznaje, że jego aluminiowa rama, pomalowana na piękny żółto-granatowy kolor, z dużym czerwonym logo producenta, a także kierownica z rogami i osprzęt Shimano sprawiały, że nie dało się przejechać przez podwórko niezauważonym. Do tego lekkość – rower prowadził się jak marzenie. Dzięki 26-calowym kołom i lekkiej ramie był zwinny i szybki, a 21 przełożeń indeksowanych przerzutek, hamulce cantilever i aluminiowe obręcze gwarantowały, że jazda na nim była czystą przyjemnością.
Istotne w tej opowieści jest również to, że Kuba mieszkał wówczas w jednej ze starszych dzielnic Olsztyna, która cieszyła się niezbyt dobrą sławą – trzymanie roweru w piwnicy równało się ze spisaniem go na straty. Na dłuższą metę uciążliwe byłoby też jego garażowanie w mieszkaniu (ze względu na zajmowane miejsce, ale też obsypujące się błoto), dlatego Author Memphis ostatecznie zamieszkał na teoretycznie bezpiecznym balkonie (blok, I piętro, okna innych sąsiadów dookoła – to wszystko dawało złudne, jak się okazało, poczucie bezpieczeństwa). Kuba na wszelki wypadek zabezpieczał rower dodatkowo, na noc oplatając jego ramę solidnym łańcuchem i przypinając za pomocą kłódki do balustrady. Być może podświadomie czuł, że lepiej dmuchać na zimne?
Z pewnością zauważył, jak wielkie zainteresowanie i podziw budził jego rower na podwórku. Nie odmawiał jednak, kiedy ktoś poprosił, aby dał mu się przejechać i najprawdopodobniej w ten właśnie sposób nieopatrznie udostępnił swój rower bohaterowi (lub bohaterom) dalszej opowieści. Kubie nawet utkwiło w głowie, że podczas jednej z takich „wypożyczanych przejażdżek” dwóch starszych kolegów dość szczegółowo wypytywało go o rower i miejsce jego przechowywania. Odpowiadając na pytania, nie zastanawiał się jednak, jak to się może skończyć…
Pewnego dnia, jak co wieczór, odstawił rower na balkon i przypiął go do barierek. Nieświadomy, że ta noc zakończy się nieco wcześniej, poszedł do łóżka… Obudził go odgłos walenia w drzwi. Był środek nocy. Osobą, która usilnie próbowała postawić dom Kuby na nogi, był sąsiad z dołu. Jak się okazało, oglądał jeszcze TV, kiedy usłyszał za oknem niepokojące odgłosy. Zaintrygowany, wyjrzał na zewnątrz i zobaczył, że ktoś szamocze się z rowerem, próbując wynieść go z balkonu Kuby. Hałasem, jaki go zaniepokoił, był wywołany przez łańcuch odgłos stukania. Spłoszeni złodzieje ewidentnie nie spodziewali się tego dodatkowego zabezpieczenia. Kuba jest po dziś dzień przekonany, że musiało ich być co najmniej dwóch – drabina, po której się wspinali, była zbyt duża i ciężka, aby w pojedynkę móc bezszelestnie dostawić ją do ściany. Skradziono ją z pobliskiej budowy i była wykonana z masywnych drewnianych bali. O swoich przypuszczeniach informował stosowne służby mundurowe, niemniej nawet patrol z psem tropiącym nie zdołał namierzyć złodziei.
I chociaż Kuba wspomina tę historię z pewnym rozrzewnieniem, przyznaje wprost, że to między innymi to doświadczenie sprawiło, że teraz tak wielką wagę przywiązuje do poczucia bezpieczeństwa. Wybrał nasze ubezpieczenie „Na dwa koła” z dodatkowymi pakietami, ubezpieczając nie tylko rower (od kradzieży czy rabunku), ale również siebie, a w razie konieczności zawsze będzie też mógł sięgnąć po pakiet Assistance. Pozostaje nam tylko życzyć, by nigdy nie musiał z niego korzystać!
Cieszymy się też, że teraz w walce z pomysłowością złodziei, nie liczy już tylko na czujnych sąsiadów.