Pisaliśmy już o tym, jak rosnąca długość życia wpływa na wysokość świadczeń. Teraz pochylmy się nad tym, kto będzie pracował na emerytury w czasie, kiedy my je będziemy pobierać.
System emerytalny w Polsce – jak i w bardzo wielu krajach – oparty jest na tzw. umowie społecznej. Z części zarobków naszych rodziców emerytury dostawali nasi dziadkowie, z naszych składek opłacani są obecni emeryci, a my będziemy otrzymywać pieniądze, które zarabiać będą nasze dzieci.
To całkiem niezły pomysł, gdyby nie demografia
System wynaleziony w czasach, kiedy przyrost naturalny był wysoki, a długość życia relatywnie krótka (czyli mówiąc brutalnie, emeryci nie pobierali świadczeń zbyt długo), sprawdzał się znakomicie.
Teraz jednak, kiedy tendencja jest odwrotna, przyrost naturalny mamy znikomy lub ujemny, a żyjemy coraz dłużej, pojawia się problem: kto ma pracować na emerytów? Składki będą musiały rosnąć?
Podnoszenia składek nikt sobie nie wyobraża, bowiem koszty pracy i tak są wysokie. Jedna trzecia zarobków zasila system, a więc pracownik kosztuje pracodawcę sporo, a sam na rękę dostaje niewiele. Pogłębianie tej różnicy zapewne pogrążyłoby gospodarkę i powiększyło szarą strefę – jedno i drugie spowodowałoby olbrzymie problemy dla państwowej kasy, jak również dla systemu emerytalnego. Pracujący na czarno przecież nie płacą żadnych składek.
75 na 100 – co oznacza ta proporcja?
Już teraz jest trudno, mimo że na stu pracujących przypada „tylko” 40 emerytów. Z prognozy GUS-u wynika jednak, że ten wskaźnik będzie rósł i to w dość szybkim tempie. Już za 15 lat będzie to 50 emerytów.
Osoba przechodząca na emeryturę nie może otrzymywać świadczenia choćby w wysokości zbliżonej do swojej pensji z czasów aktywności zawodowej. Dwóch pracowników musiałoby oddać mu po połowie swoich zarobków (oczywiście liczonych jako koszty pracodawcy, a nie pensji netto).
To jednak nic w porównaniu do sytuacji, która nastąpi za 30 lat. Wtedy na 100 pracujących przypadać będzie aż 75 emerytów. Na emeryturę jednego seniora pracować będzie 1,3 osoby.
Już teraz składek od 100 pracowników to za mało, aby utrzymać 40 emerytów. ZUS otrzymuje więc olbrzymie subwencje z budżetu państwa. W przyszłości składki od 100 osób tym bardziej nie wystarczą na 50 emerytów, nie mówiąc już o 75. Pytanie, czy wtedy budżet wytrzyma skalę dopłat do systemu emerytalnego?
Różne porzucone reformy
Poprawić sytuację miało podniesienie wieku emerytalnego. Gdyby z tej zmiany się nie wycofano, to w 2050 roku na 100 pracujących byłoby 50 emerytów zamiast 75, czyli to, do czego dojdzie za 15 lat, stałoby się dopiero za 30.
Inną receptą miały być OFE - II filar, który powinien sprawić, że tylko część emerytury pochodziłaby ze składek naszych dzieci, a druga część z samodzielnie uzbieranych pieniędzy. Tego też nie będzie.
Pozostaje tylko oszczędzanie w III filarze - w IKE, IKZE, PPE, PPK czy jakichkolwiek innych formach, jak posiadanie nieruchomości lub udziałów w dobrze prosperującej spółce. Bez własnego kapitału, przyszłość rysuje się dość ubogo, bo nie dość, że niskość emerytury jest pewna, to niepewne jest, kto i z czego będzie na nią płacił.
Jakie są recepty?
Alternatywnym scenariuszem może być to, że demograficzną lukę zapełnią emigranci. Na razie ratują oni rynek pracy, jednak jak będzie za 15 czy 30 lat? Czy będą chcieli do nas przyjeżdżać i tu pracować?
A może zmieni się myślenie o emeryturze? Pracować będziemy tak długo, jak tylko starczy nam sił, niezależnie od tego, kiedy nabędziemy uprawnienia emerytalne. Emerytura nie będzie zasłużonym odpoczynkiem dla jeszcze jako tako sprawnych i zdrowych ludzi, tylko rodzajem renty dla seniorów, którzy choć mają ekonomiczny przymus pracy, nie mają już możliwości jej wykonywania. Wtedy może się okazać, że ustawowy wiek emerytalny to fikcja, bo rzeczywisty będzie powyżej 70. roku życia.
Ważnym zastrzeżeniem jest jeszcze to, że wymiennie posługujemy się tu określeniem pracownik – osoba w wieku produkcyjnym. GUS w swoich prognozach mówi o osobach w wieku produkcyjnym, a to nie oznacza, że mają one zatrudnienie, osiągają dochody i płacą składki. Tak więc sytuacja może być jeszcze bardziej skomplikowana, jeśli weźmiemy pod uwagę scenariusz z wysokim bezrobociem. Zamiast jednak popadać w przygnębienie, trzeba wziąć się za oszczędzanie.