ZUS trzeba zlikwidować?!

Jak wyglądałby kraj bez ZUS-u? Byłby rajem, w którym każdy o emeryturę dbałby sam, czy miejscem, w którym emeryci żyją w nędzy?

Wiele osób żyje w przekonaniu, że ZUS przejada wysokie składki, które co miesiąc do niego trafiają. „I tak nic z tego nie będę miał w przyszłości” – pada koronny argument. Czy próba obrony ZUS-u to rola adwokata diabła? Nie, nie będziemy go tu wychwalać, ale spróbujemy wyjaśnić, po co ta instytucja jest.

Można mieć różne wizje systemu emerytalnego, ale nie należy popadać w populizm. Otóż ZUS nie przejada składek. Oczywiście funkcjonowanie instytucji kosztuje, jednak nie na jej utrzymanie przeznaczana jest nasza comiesięczna opłata. To są grosze w skali systemu.

ZUS nie ma pieniędzy dlatego, że te środki, które dziś od nas otrzyma, jutro wypłaci obecnym emerytom. Po naszych wpłatach zostaje zapis księgowy, że o taką kwotę nasze konto się powiększyło oraz obietnica, że kiedyś te zapisane środki zostaną zamienione w realne pieniądze, wypłacane nam co miesiąc w postaci emerytury. Oczywiście za zamianę zapisu na realną gotówkę zapłacą nasze dzieci – to z ich składek będą nam wypłacane świadczenia.

Czas to uciąć? Niech każdy składa sobie sam na swoją emeryturę? Ile na tym zyska osoba, która zarabia w okolicach średniej krajowej, czyli 5 tys. zł brutto? Na rękę co miesiąc dostaje 3,5 tys. zł. Po likwidacji obciążeń nie tylko emerytalnych, ale również rentowych (zostawiamy ubezpieczenie chorobowe i zdrowotne), jego pensja netto rośnie do kwoty 4,9 tys. zł. Na reformie zyskuje około 1,4 tys. zł. Nie zapominajmy jednak, że tego samego dnia, gdy otrzymujemy tak radykalną podwyżkę pensji netto, emeryci i renciści przestają otrzymywać świadczenia.

PRZEŚLEDŹMY, CO BY SIĘ WYDARZYŁO DALEJ

 

1. Sami utrzymujemy rodziców

Nasi rodzice są albo niebawem będą na emeryturze lub na rencie. Mamy dwa wyjścia: albo zaczynamy ich utrzymywać, albo zostawiamy samych sobie.

W pierwszym wypadku, jeśli mamy rodzeństwo, może to się powieść. Wspólnie zapewnimy rodzicom jakieś minimum socjalne. Jedynacy mogą mieć jednak z tym problem. Ich standard życia mocno spadnie, jeśli przyjmą na utrzymanie dwie osoby. Można założyć, że czy samemu, czy z rodzeństwem, utrzymywanie rodziców sprawi, że nikt z nas nie odłoży ani grosza na swoją emeryturę.

Można też emerytów zostawić samych sobie. Z racji, że żyjemy w takim, a nie innym kręgu cywilizacyjnym i kierujemy się określonymi wartościami, nikt im nie pozwoli spać pod mostem i żebrać na ulicach. Emerytami zajmie się opieka społeczna. Powstałyby schroniska dla bezdomnych emerytów oraz darmowe jadłodajnie. To oczywiście byłby spory koszt dla budżetu państwa, ale z pomocą organizacji charytatywnych, może się udać.

Przy takim scenariuszu osoby pracujące – nieutrzymujące rodziców – mając więcej pieniędzy, mogą same zadbać o swoja emeryturę. Pojawia się jednak problem, co z 50-latkami czy osobami jeszcze starszymi? One przecież nie zdążą już przed zakończeniem karier zawodowych uzbierać wystarczającej kwoty na swoje emerytury. W nieodległej przyszłości również staną się beneficjentami opieki społecznej. Nadal potrzebne będą zatem schroniska dla bezdomnych emerytów.

 

2. Wypłatę emerytur przejmuje budżet

Scenariusz nr 1 jest zbyt drastyczny, aby ktokolwiek chciał go realizować. Pozostaje zatem, aby świadczenia obecnych emerytów utrzymać bez zmian, tylko nie były wypłacane ze składek osób pracujących, ale bezpośrednio z budżetu państwa. Proste jest to tylko z pozoru. Wydatki państwowej kasy wzrosłyby bowiem lekko licząc o 200 mld zł. Bez takiego obciążenia wydatki budżetu wynoszą teraz około 400 mld zł, a i tak dochody są zbyt małe, aby je pokryć w całości. Mają wzrosnąć do 600 mld zł?

Nieodzowne byłoby radykalne podniesienie podatków. Największe wpływy są z podatku VAT, zatem wzrósłby pewnie podatek pośredni, a wraz z nim ceny wszystkich produktów. Podniesiony zostałby też drugi „dobroczyńca” budżetu, czyli podatek płacony przez przedsiębiorstwa – CIT. Bez zmian na pewno nie zostałby również podatek od naszych dochodów, czyli PIT.

Po tych podwyżkach okaże się, że jesteśmy ubożsi niż przed likwidacją ZUS-u. W dodatku gospodarka, o ile nie wpada w recesję, to mocno hamuje. Pojawia się większe bezrobocie, a więc przedsiębiorcy (obciążeni wyższym podatkiem CIT) chętnie obniżają wynagrodzenia. Średnia płaca już nie wynosi 4,9 tys. zł na rękę (3,5 tys. zł przed reformą plus 1,4 zł z bonusu za likwidację ZUS-u), tylko znacznie mniej. A ceny są dużo wyższe. 

 

3. Bez przymusu na pewno sam zaoszczędzisz na emeryturę

Skoro jesteśmy w świecie political-fiction czy raczej financial-fiction, to wyobraźmy sobie, że likwidacja ZUS-u nie przyniosła żadnych negatywnych skutków. Po prostu mamy w portfelu więcej pieniędzy i świat dalej się kręci, jak gdyby nigdy nic. Ile osób te pieniądze zainwestowałoby w swoją przyszłą emeryturę?

„Zacznę oszczędzać, gdy tylko spłacę kredyt”, „jeszcze tylko nowy telewizor i zaczynam odkładać”, „niebawem przyjdzie czas wymienić samochód, nie mogę teraz myśleć o emeryturze” – z całą pewnością takie argumenty byłoby słychać, gdyby ktoś zapytał, dlaczego mimo likwidacji ZUS-u nasze IKE, IKZE czy inne konta wciąż są puste.
I wcale nie jest to wyrzut. Spora część społeczeństwa nie zarabia dobrze, więc wzrost pensji netto wykorzystałaby na poprawienie standardu życia, spłatę długów itp. Może niewielki kawałek podwyżki trafiłby na prywatne emerytalne konto. Później jednak mogłaby się pojawić konieczność zapewnienia dzieciom lepszego wykształcenia, a to inwestycja w ich przyszłość, więc może kosztem swojej warto zlikwidować emerytalne oszczędności…

 

CZAS NA WNIOSKI

ZUS nie jest ani dobry, ani zły. Jest po prostu konieczny. Może się inaczej nazywać, nieco inaczej funkcjonować, ale nie da się obecnego systemu emerytalnego zlikwidować jednym, szybkim cięciem. Na postulat o likwidacji ZUS-u trzeba odpowiedzieć pytaniem: co dalej? Albo raczej: co zamiast?

ZUS istnieć będzie nadal, ale to nie oznacza, że sprawa naszych emerytur jest już załatwiona. Nie -ZUS to jedno, a nasza emerytalna, w miarę godna, przyszłość, to drugie. Aby o nią zadbać, musimy mieć własne oszczędności jako uzupełnienie świadczeń, które będziemy otrzymywać od państwowego ubezpieczyciela, czyli z pieniędzy zarobionych przez młodsze pokolenie. Dlatego zamiast liczyć, jak bardzo byśmy byli bogaci, gdyby nie ZUS, policzmy, ile możemy co miesiąc zaoszczędzić, aby mieć dodatkowe zabezpieczenie na jesień życia. Naprawdę nikt z nas nie przeżyje, mając na codzienne wydatki 100 zł mniej? Bo 100 zł miesięcznie, to już niezła kwota, aby zacząć gromadzić kapitał na emeryturę. 

Zespół Nationale-Nederlanden 18.12.2019