Musimy sięgnąć do 1997 roku, gdy rząd Jerzego Buzka wprowadził pakiet czterech reform. Jedną z nich była reforma emerytalna. Już wtedy rządzący przewidywali, że w latach 40. i 50. XXI wieku świadczenia emerytalne będą rażąco niskie - dużo mniejsze niż wtedy (i obecnie).
Starzejemy się coraz później, a zatem pobieramy emerytury znacznie dłużej niż nasi dziadkowie, a w dodatku coraz mniej osób pracuje na jednego emeryta – to kwestia minimalnego przyrostu naturalnego.
I i II filar obowiązkowe
Wymyślono zatem, że emerytalna składka zostanie podzielona na dwie części. Obie trafią do ZUS-u, jednak w odmienny sposób przyczynią się do sfinansowania emerytury. Część składki jest zapisywana na indywidualnym koncie w ZUS i finansuje naszą emeryturę w ramach I filaru. Zgromadzony kapitał jest co roku rewaloryzowany, a po osiągnięciu wieku emerytalnego jest przeliczany na comiesięczne świadczenie. W praktyce na naszym indywidualnym koncie gromadzimy jedynie „zapisy”, bowiem wpłacane przez nas środki służą do finansowania świadczeń obecnych emerytów. Na nasze emerytury będzie zatem pracować kolejne pokolenie – to z ich składek de facto będzie pochodziła wypłata naszego świadczenia.
Drugą część składki jest przekazywana przez ZUS do otwartych funduszy emerytalnych (po reformie emerytalnej z 2014 r. do OFE środki przekazują jedynie osoby, które zadeklarowały chęć dalszego składkowania w ramach II filaru). To pieniądze, które przyszły emeryt oszczędza sam dla siebie, aby odciążyć przyszłe pokolenia. To tak zwana część kapitałowa, czyli realne pieniądze inwestowane na rynkach finansowych – nie zapis księgowy, czyli obietnica, że kolejne pokolenie będzie zarabiać na nasze emerytury.
III filar dobrowolny i dlatego niewielu go ma
Jednak oczywistym było, że emerytura nawet z tych dwóch filarów będzie niska. Dlatego wprowadzono III filar, aby każdy mógł dobrowolnie oszczędzać sam na siebie (w ramach indywidualnych kont emerytalnych (IKE) oraz indywidualnych kont zabezpieczenia emerytalnego (IKZE). Zachęcająca jest zwłaszcza konstrukcja tego drugiego – wpłaty na IKZE mogą być bowiem odliczane od podatku dochodowego. W ramach III filaru funkcjonuje również produkt, który pozwala oszczędzać przy wsparciu pracodawców – to pracowniczy program emerytalny.
Mimo bogatej oferty produktów, Polacy niechętnie samodzielnie gromadzą oszczędności. W OFE, w którym do 2014 r. oszczędzaliśmy obowiązkowo, rachunki posiada blisko 16 mln osób. W przypadku III-filarowych produktów nie jest już tak kolorowo. Tylko nieliczni pracodawcy tworzą programy emerytalne dla swoich pracowników (na rynku działa około 1,2 tys. programów, a środki gromadzi w nich niespełna 430 tys. pracowników), bo to z punktu widzenia przedsiębiorstwa koszt, którego lepiej nie ponosić.
Podobnie niewielką popularnością cieszą się IKE i IKZE – środki gromadzi w nich odpowiednio blisko 1,7 mln osób. Co więcej, liczba aktywnych rachunków (na które trafiają wpłaty) jest jeszcze mniejsza – w 2018 r. na oba rodzaje kont środki wpłaciła około jedna trzecia posiadaczy.
Co gorsze, kwota zgromadzona w tych produktach jest raczej mizerna – na IKE Polacy trzymają średnio 8,7 tys. zł, a na IKZE 3,2 tys. zł. Nie jest to zatem znaczący dodatek do emerytury.
Niektórzy mają firmę lub mieszkanie
Sytuacja może się nieco zmienić po wprowadzeniu pracowniczych planów kapitałowych – PPK. To nowa jakość, bowiem PPK pracodawcy mają obowiązek wprowadzić. I muszą wspierać pracowników w gromadzeniu długoterminowych emerytur. To ważny czynnik, który może zachęcić Polaków do uczestnictwa w programie. Nasze PPK jest wzorowane na brytyjskim programie.
Nie ma oficjalnych danych, ile osób zabezpiecza swoją emerytalną przyszłość poza wspomnianymi wspieranymi przez państwo sposobami (IKE, IKZE, PPE, PPK). Na rynku nieruchomości, według szacunków, nawet do 60 proc. transakcji to zakupy inwestycyjne, czynione z myślą o zysku z najmu oraz o zysku z rosnących cen nieruchomości. Jeśli ktoś inwestuje w mieszkania z myślą o tym, że będzie je sprzedawał, kończąc karierę zawodową – to również dobry sposób zabezpieczenia emerytalnego.
Również właściciel dochodowej spółki może swój biznes traktować jako swego rodzaju zabezpieczenie na emeryturę. Sprzedając udziały w niej, zapewni sobie godne życie, gdy nie będzie miał już siły i chęci do prowadzenia biznesu. III filar – jako dodatkowe, prywatne środki na emeryturze – można pojmować szeroko. Jednak każdy powinien go mieć, ponieważ bez niego nie wystarczy nam na życie. W
2050 roku stopa zastąpienia ma wynieść 25 proc. To oznacza, że pierwsze wypłacone dla nas świadczenie będzie stanowiło jedną czwartą naszej ostatniej pensji. Większości z nas za taką kwotę nie zdoła nawet opłacić rachunków. III filar wymyślono właśnie po to, aby dzięki prywatnym środkom wystarczyło nie tylko na opłaty.